piątek, 15 kwietnia 2011

Baaba Kulka - czyli jak z muzyki na jedno kopyto zrobić kolorowy witraż.


Jak wielu chłopców na przełomie gimnazjum/liceum i mnie trafił pocisk wystrzelony przez muzykę Iron Maiden. W tamtym okresie to było właśnie TO, okres buntu, a Eddie z kolegami grali szybko, nie pozbawiając muzyki melodii, mieli długie włosy, skóry, poszarpane dżinsy, no i legendarną maskotkę. Czego więcej chcieć? Oczywiście po pewnym czasie przyszło znużenie tymi samymi piosenkami w innych opakowaniach i z Eddiem zatrudnianym w coraz to nowych rolach, co nie zmienia faktu, że dalej posiadam wielki sentyment dla tej formacji.

Miał być jednorazowy eksperyment tworu, którego głową była Gaba Kulka, a ciało pozszywane było z muzyków formacji Baaba (niczym Eddie), choć jeśli projekt koncertowy cieszy się takim zainteresowaniem i uznaniem to czy mogło obejść się bez płyty?
Sam skład Baaby Kulki daje szerokie spectrum. Bartosz Weber i Macio Moretti to chyba w tym momencie najprężniej działający muzycy szeroko rozumianej awangardy na polskiej scenie muzycznej, a Gaba udowadnia, że odnajdzie się wszędzie, jak zwykle słychać spore fascynacje Kate Bush ale czy to źle?

Słychać, że wszyscy muzycy mieli niesamowitą frajdę tworząc ten album, pewnie nie mniejszą niż ja kiedy po raz pierwszy ją odpaliłem. Czułem się ponownie jak małe dziecko w sklepie ze słodyczami, każda kolejna piosenka to ciastko niespodzianka przyrządzona z wielkim sercem. Jak mówią sami muzycy jest to hołd dla grupy, a w żadnym wypadku pastisz. Aces High podane mnimalistycznie i surowo (te syntezatory),  To Time A Land smakuje wschodnim orientem, Prodigal Son to niesamowity muzyczny miszmasz z gospelowym śpiewem Gaby, w The Clairvoyant pobrzmiewa echo lambady(!), Still Life to rogalik faszerowany bossa novą. Naprawdę, przy niektórych kawałkach chce się tańczyć!
Więcej nie pisze, nie chce psuć zabawy!

...a za chwilę Iron Maiden będzie gościł w Warszawie i aż chce się wybrać po przesłuchaniu.

Baaba Maiden Prodigal Dirty Edit by Skill No More

2 komentarze: