Cudowne dziecko blues rocka Joe Bonamassa nienawidzi chyba stagnacji i bezczynności. Od pewnego czasu ma w zwyczaju co roku wydawać płytę, aczkolwiek i to wydaje się być dla niego niewystarczającym natężeniem pracy więc w między czasie potrafi upchnąć jeszcze rewelacyjny, choć trochę pominięty na forum muzycznym, album supergrupy którą stworzył z Glennem Hughesem, Jasonem Bonham'em i Derekiem Sherinianem.
Kunszt techniczny naprawdę stawia Joe bardzo wysoko wśród najlepszych gitarzystów, a natura głosu również mu nie poszczędziła. Joe Bonamassa to już "marka", która nie zawodzi i jeśli lubimy mocne gitarowe granie z bluesowym zacięciem naszpikowanym świetnymi solówkami, to zapoznanie się z jego twórczością jest praktycznie naszym obowiązkiem, a najnowszy krążek "Dust Blow" jest dobrą do tego okazją.
Płytę z pasją i mocą rozpoczyna "Slow Train", który jak przystało na lokomotywę, rusza powoli dźwiękami gitary, które doskonale to obrazują, by już po chwili pędzić z bluesową nonszalancją przez pustynne tereny dzikiego zachodu.
Później mamy tytułowy "Dust Blow", który w swoistym flow powoli buja, aż wierzymy na słowo w tekst "Now I fell like I'm living. Living in a dust bowl", ba, nieomal czujemy ten kurz w ustach!
Następnie Bonamassa razem z gościem, John Hiatt, uracza nas typowym amerykańskim rockiem południa lat '80. Mamy klawisze a 'la Dire Straits, lekko countrową linię melodyczną i gitarę, która jak rzadko nie dźwięczy tak ciężkim przesterem w "Tenessee Plates".
Małą odskocznią jest "Black Lung Heartache", gdzie zaczynamy od nieomalże folkowych akustycznych brzmień z instrumentami przypominającymi banjo, by w środku nastąpiło przełamanie ciężkim riffem i wymyślną solówką(którą znajdziemy w każdej piosence).
"You Better Watch Yourself" to typowy bluesowy kawałek, z pianinem i typową dla takich melodii perkusją. Trochę nasuwa mi ta piosenka barowy klimat, ale jeśli miałby być to bar, była by to bardzo wesoła spelunka z licznymi "barwnymi" bywalcami, którzy to zawsze z miłą chęcią uraczą nas jakąś niesamowitą opowieścią, której nie dajemy wiary.
Na "Heartbreaker" mamy kolejnego gościa w postaci, kolegi Hughes'a, a sama piosenka kojarzy mi się troszkę z dokonaniami obecnego zespołu Jacka White'a czyli The Raconteurs z bluesową posypką.
Najbardziej wyróżniającą piosenką spośród wszystkich jest napewno "Sweet Rowena" zagrana z Vincem Gillem i jest to już typowy blues, gdzie nawet Bonamassa powstrzymał się od tak ukochanego mocniejszego brzmienia.
Płyta jest naprawdę rewelacyjna, a brakuje mi w niej tylko jednego! Mianowicie, takiej funkowej perełki, w której jestem zakochany od bardzo dawna, jaką jest Funkier Then A Mosquito's Tweeter. Jest to oczywiście subiektywna dygresja od świetnej, równej od początku do końca płyty, która nie zdąży nam się znudzić przed kolejnym albumem Bonamassy, który zapewne już nieługo. ;)
Joe Bonamassa - Dust Blow
Joe Bonamassa - Dust Bowl by Provoguerecords
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz